czwartek, 2 maja 2013

Jeśli tusz, to tylko ten! Christian Dior, Diorshow Black Out Mascara



Na rynku jest ogromy wybór tuszy do rzęs. Jedne pogrubiają, podkręcają, wydłużają, inne robią wszystko na raz, lub to co aktualnie chcemy. Na reklamach i bilbordach producenci obiecują rzęsy do nieba i efekt huraganu po zatrzepotaniu nimi. 

  

Kupując kolejne tusze nigdy nie nastawiałam się na to że zdziałają cuda wianki, ale (jak pewnie każda z nas) miałam maluteńką nadzieję że po jego zastosowaniu, ja i moje rzęsy będziemy prezentować się jak te wszystkie panie z katalogów kosmetycznych.






Oczywiście, żaden kosmetyk nie jest w stanie pogrubić rzęs o 15 razy,
ani wydłużyć ich razy 20!

Przetestowałam ogromną ilość maskar. Lubię mieć podkreślone oczy, więc ładnie wytuszowane rzęsy są dla mnie bardzo ważne. 
Długo szukałam ideału, no i się znalazł sam :)
To część mojego gwiazdkowego prezentu z którego byłam niesamowicie zadowolona! 


Opakowanie jest bardzo ładne i solidne. Trzymając go, czujemy, że go trzymamy, bo nie jest plastikowe a metalowe,  przynajmniej tak mi się wydaje :)

Szczoteczka jest dosyć duża ale nie sprawiała mi problemów, gdyż miałam już z podobnymi do czynienia.  



 
Sposób rozstawienia włosia na szczoteczce może jednak powodować sklejanie się rzęs, ale tak naprawdę dużo zależy od wprawy.




Na początku tusz był średni. Długo zasychał na rzęsach, odbijał się na powiekach i trochę sklejał. Jednak wraz z upływem czasu coraz bardziej się w nim zakochuje!

Pięknie pogrubia i wydłuża rzęsy. Optycznie otwiera oko, poprzez lekkie podkręcenie no i ta czerń… 
Śmiało mogę powiedzieć, że jest to tusz najczarniejszy z czarnych jakie do tej pory miałam.

Nie osypuje się, nie znika, nie tworzy grudek i efektu pajęczych nóżek.

Jak na razie jest moim ideałem!