poniedziałek, 28 stycznia 2013

Bransoletka DIY

Macie ochotę na trochę biżuterii, którą możecie same zrobić?

oto moja pierwsza propozycja:


Do zrobienia tej bransoletki potrzebujecie tylko cienkiego kabelka lub rzemyka, włóczki bądź muliny i zwykłej nakrętki.




instrukcja krok po kroku 














Niebawem więcej pomysłów!



sobota, 26 stycznia 2013

Paletki Sleek Au Naturel i Sunset

Długo zastanawiałam się nad wyborem palek ze Sleeka. 
Postawiłam początkowo na Au Naturel, zawierającą jasne, cieliste cienie idealne na co dzień, jak i ciemne przydatne do wielbionego przeze mnie smoky eye. 
W zgrabnej i solidnej paletce jest 8 cieni matowych i 4 perłowe. 

 

Wszystkie odcienie są naturalne i neutralne, wpadają głównie w brązy, beże i szarości.
Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych paletek Sleeka, jeżeli chodzi o jej uniwersalność. 
 
Moją drugą paletką jest SUNSET,  zawiera ona dosyć wyraziste cienie, nadające się głównie do letnich bądź wiosennych makijaży. W paletce znajdziemy jeden kolor, który się wyróżnia - mianowicie mowa o niebieskim, bo reszta kolorów to odcienie różu, złota, miedzi, bordowego i brązu. Wszystkie są perłowe bądź brokatowe.


Cienie są bardzo dobrze napigmentowane pigmentami na bazie naturalnej, 
utrzymują się na prawdę długo. 
Nie blakną i nie tracą głębi koloru bez względu na odcień karnacji.
Fajnie poddają się blendowaniu, łączeniu i bez oporów się zmywają. Nie odbijają się ponad powiekę po nałożeniu oraz nie rozmazują się.


 Wyraźnie widać, których kolorów używam najczęściej :)


Do paletek dołączony jest całkiem niezły aplikator zakończony gąbeczką, jednak nie jestem przyzwyczajona do nakładania cieni takimi "patyczkami".  Poza tym mam wrażenie, że przy jego używaniu więcej cienia pozostaje na aplikatorze niż na powiece. Taki mały pożeracz. Dlatego używam własnych pędzelków.
Niestety trochę się osypują, ale wystarczy zdobyć trochę wprawy, lub po ukończeniu makijażu zmyć wacikiem mankamenty i po sprawie:)



czwartek, 24 stycznia 2013

Alterra Mleczko do ciała Brozskwinia i liczi

Nazwanie tego produktu mleczkiem, moim zdaniem nie jest zbyt trafne- jest ono bardzo gęste, jednocześnie treściwe i strasznie wydajne.  
Nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, szybko się wchłania i mocno nawilża- zawsze używam go na noc i rano dalej czuję go na skórze.  Przy regularnym stosowaniu nawilżenie utrzymuje się dłużej.



Jedynym minusem jest to, że trzeba trochę się namachać aby mleczko się wchłonęło, w trakcie wcierania go w skórę robi się biała i tworzą się smugi, jednak efekt ten szybko znika i produkt pięknie się wchłania.

Na początku też drażnił mnie dosyć intensywny zapach, czuć go długo na skórze, jednak z czasem się do niego przekonałam i bardzo go polubiłam. 



Pod względem składu jest to mleczko idealne!
Bez zbędnej chemii - rakotwórczych parabenów, ropopochodnej parafiny, zapychających silikonów i olejów mineralnych.



Zawiera na drugim (!) miejscu olej sojowy, dalej nawilżającą glicerynę roślinną, olej palmowy, masło Shea, olej z awokado, olej migdałowy, olej z pestek brzoskwini, odmładzającą witaminę E, olej słonecznikowy, ekstrakt z owocu Liczi

- czy to jakieś żarty? 
"Zwykły", drogeryjny balsam zawiera tyle wspaniałych składników?? (porównajcie sobie ten skład np. z balsamem Dove, w którym jest sama chemia)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Tusz do rzęs Wibo Extreme Lashes

Kupiłam z czystej ciekawości i może z cichej nadziei, że produkt w takiej cenie może być dobry... No i to krzyczące różowe opakowanie - 'kup mnie' 


Naczytałam się sporo ochów i achów nad tym tuszem ale z mojej perspektywy wygląda to nieco inaczej...
 

Pierwsze wrażenia > szczoteczka wygląda dosyć obiecująco, jest gęsta choć 'włosie' niezbyt długie, poręczna, tusz jej nie oblepia. 
Ładnie pogrubia, wydłuża i nie skleja - to muszę przyznać-
ale jak dla mnie nie robi efektu 'wow'



Pierwsze co go dyskwalifikuje to fakt, że okropnie się osypuje!!! już po 2 godzinach!
Poza tym jest bardzo nietrwały na wilgoć. Wiadomo - nie jest wodoodporny ale tusz powinien mieć jakąś minimalną wytrzymałość.

Nie mam zwyczaju przecierać oczu ani nic w tym stylu a mimo to tusz się rozmazuje przy lekkim łzawieniu oka, przy choćby kropli wody.




i jeszcze jedno...
nie mam wrażliwych oczu, a mimo to, gdy choćby kruszynka dostanie się do oka to piecze niemiłosiernie i potok mimowolnych łez gwarantowany.

Podsumowując, tusz na dzienne krótkie wypady się sprawdzi, nawet ładnie wygląda 
lecz po pewnym czasie znika z rzęs osypując się na policzkach.
Warto więc dołożyć parę groszy i kupić coś innego.

piątek, 18 stycznia 2013

Róż wypiekany BOURJOIS

To ten typ kosmetyku, którego raz spróbujesz i zostajesz z nim na zawsze. 
Ma ładne opakowanie, piękny zapach i... bezużyteczny pędzelek:) 


Róż bardzo dobrze napigmentowany, jednocześnie na tyle delikatny że niemożliwością jest zrobienie sobie nim krzywdy. Nie kruszy się, jest twardy więc trudno jest go "popsuć".
Błyszczące drobinki dają wrażenie "rozświetlenia" nie są przy tym nachalne i teatralne.  


W tej chwili posiadam nr 92 Santal. Odcień pomiędzy różem i brązem ze złotymi drobinkami. 




Jest strasznie wydajny, nie ubywa go wcale, trzeba bardzo niewiele, by nadać kolor policzkom.
Z racji jego koloru używam go czasami jako bronzera i w tej roli również sprawdza się znakomicie.




Polecam, moim zdaniem jeden z najlepszych! 



Biorę udział w konkursie u  

http://twistfantasy.blogspot.com/2012/12/rozdanie.html


POLECAM!

piątek, 11 stycznia 2013

Essence, fix & matte! translucent loose powder

To mój pierwszy puder transparentny.
Zawsze miałam opory przed jego kupnem z obawy, że po zastosowaniu będę biała. 
Z drugiej jednak strony ciężko mi było dobrać odpowiedni odcień pudrów prasowanych.
Zaryzykowałam i jestem z tego bardzo zadowolona! 


Puder jest drobno zmielony, wydajny, nałożony pędzlem utrwala makijaż na cały dzień. Odrobinę bieli ale to już kwestia wprawy i wyczucia.
Jedyną rzeczą, która zawsze mnie drażni w pudrach sypkich jest... ich postać, ponieważ niesamowicie ciężko jest je zabrać ze sobą w podróż i nie rozsypać w kosmetyczce ale to raczej wina opakowania niż pudru

(swoją drogą dlaczego nikt nie wymyślił jeszcze opakowania które by bardziej zabezpieczało kosmetyk?)


Reasumując. Niedrogi, wydajny, spełnia swoją funkcję. 

Słabo przemyślane opakowanie ale mimo wszystko serdecznie polecam.  

czwartek, 10 stycznia 2013

Biżuteria

Osobiście nie lubię wydawać grubej kasy na biżuterię. 
Łańcuszki czy kolczyki z prawdziwego srebra czy złota noszę stosunkowo rzadko. 
Na co dzień by urozmaicić nieco swoje outfity wybieram biżuterię sztuczną. 
Kiedyś kupowałam ją w sieciówkach typu H&M czy Orsay, jednak szubko z tego zrezygnowałam. Znalazłam stronę internetową pewnej hurtowni, która oferuje błyskotki tej samej jakości ale za ułamek ceny sklepowej.
Dzięki temu mogę pozwolić sobie częściej na zakupy biżuteryjne, a jest z czego wybierać!

oto moje najnowsze zdobycze...






 A Wy jaką lubicie biżuterię?



wtorek, 8 stycznia 2013

DAX Perfecta odżywcza maseczka słodkie migdały + miód


Zimą nasza skóra narażona jest na niskie temperatury , ogrzewanie i brak słońca. 
Staje się przesuszona, szara i pozbawiona blasku.

Wydaje mi się, że znalazłam na to sposób.
DAX Perfecta odżywcza maseczka na twarz, szyję i dekolt, słodkie migdały + miód


Odżywcza maseczka z Perfekty jest idealna na zimę! Kosztuje ok. 1,69 zł i jest wydajna.
10ml wystarcza na kilka razy.
Używana 2-3 razy w tygodniu doskonale nawilża i odżywia zmęczoną zimnem skórę. 



Nakładamy grubą warstwę na oczyszczoną skórę twarzy i trzymamy ok. 10 min.
Po tym czasie nadmiar możemy zebrać wacikiem lub wmasować.
Osobiście polecam stosowanie na noc i wmasowywanie.
W składzie maseczki znajduje się parafina co oczywiście jest minusem i niektórych może zapychać, ja jednak nic podobnego u siebie nie zauważyłam.



Ja używam jej często w inny sposób.

Stosuję ją jako zamiennik kremu nawilżającego na noc .
Doskonale radzi sobie z moją przesuszoną miejscami twarzą.
Skóra staje się gładka, miękka i promienna.
Dopełnieniem mojej ekscytacji o tym produkcie jest jego piękny zapach!
Słodkie migdały z miodem pomagają w mroźne zimowe wieczory.

POLECAM

Krem peelingującący 10% Pharmaceris


Od dawna dużą popularnością cieszą się kuracje Avene Triacnealem czy LRP Effaclar Duo. 
Jak wiadomo kremy te stosuje się jako kilku tygodniową kurację, która ma zapobiec powstawaniu niedoskonałości oraz oczyścić naszą skórę z tego, co na niej zalega.


Moje marzenia o idealnej skórze twarzy skłoniły mnie do wypróbowania kremu peelingującego z serii Sebo-Almond Pharmaceris, a z racji tego, że miałam już do czynienia z kwasami (skinoren) zdecydowałam się na  drugi stopień złuszczania z 10% stężeniem kwasu migdałowego.



Za tubkę o pojemności 50ml w aptece zapłaciłam ok. 38zł


Pełna obaw stosowałam krem na oczyszczoną skórę twarzy na noc, tak jak zaleca producent. Szczerze mówiąc spodziewałam się pieczenia i uczucia „wypalania” twarzy tak jak miało to miejsce przy skinorenie, ale nic takiego się nie działo. Skóra piekła tylko przez chwile i tylko w miejscach gdzie miałam niewielkie ranki lub zadrapania. Kram nie wchłania się całkowicie, czułam lekki film na twarzy nawet rano. 



Efekty zauważyłam po ok. 2 tygodniach codziennego stosowania. Skóra zaczęła się lekko złuszczać, musiałam używać dodatkowo peelingu mechanicznego i dobrze nawilżającego kremu. Czasami wyskakiwały niespodzianki ale znikały równie szybko i bez śladu

Po miesiącu stosowania uzyskałam rozjaśnioną, gładszą i promienną skórę twarzy. Pory stały się mniej widoczne a krostki i pryszcze przestały zaskakiwać. Skończył się też mój problem z suchymi skórkami.

Na pewno wrócę do tego produktu!




WAŻNE!  


Wysuszenie twarzy w trakcie kuracji jest normalne! (użycie kremu nawilżającego 20 min po pharmaceris z grubsza załatwi sprawę). Złuszcza się martwy naskórek.

Wyskakujące krostki też są normalne! Skóra się oczyszcza.

Kurację powinniśmy stosować od czasu do czasu, nie non stop.


Choć kwas migdałowy zawarty w kremie jest jednym z łagodniejszych, KONIECZNIE unikajmy kontaktu ze słońcem i używajmy filtry! Bardzo łatwo o przebarwienia.